Wszystko to ładne i momentami z rozmachem nakręcone, tak by najmłodsi wynieśli niezapomniane wrażenia z kina. Trochę jednak szkoda, bo czuje się w dziele Weitza potencjał na wielką filmową baśń,
"Złoty Kompas" to adaptacja pierwszej części sagi Philipa Pullmana zatytułowanej "Mroczne materie". Książki Pullmana łączą ze sobą baśniową atmosferę z olbrzymią erudycją kulturową. Odwołują się do archetypów Junga, gnostycyzmu, filozofii i teologii. W ten sposób powieści Pullmana, zdaniem wielu, mogą swobodnie konkurować z utworami Tolkiena i Lewisa. I co za tym, idzie cała trójka autorów nie tylko przynależy do panteonu wielkiej literatury, ale nadaje się do lektury zarówno dla dzieci, jak i dorosłych. Ich twórczość pokazuje najlepiej, czym różnią się prawdziwe baśnie od plastikowych, uładzonych bajek sprzedawanych w sklepach z zabawkami. Film Chrisa Weitza skierowany jest przede wszystkim do najmłodszego odbiorcy. Na nic się bowiem zdadzą wszystkie tropy kulturowe czy niesamowite i pięknie wykreowane uniwersum, w którym istnieje wielość równoległych światów, a w niektórych z nich dusza przyjmuje postać dajmona. Na nic cały filozoficzny potencjał i zimny urok Kidman, na nic angielski sznyt Craiga - wszystko to zostaje podporządkowane wyobrażeniu o kinie familijnym, którego twórcy wychodzą z założenia, że aby film był przystępny, wszystko musi zostać maksymalnie uproszczone. I rzeczywiście, jako film dla dzieci "Złoty kompas" sprawdza się całkiem przyzwoicie. Na ekranie dajmony to mniej lub bardziej urocze i wykreowane komputerowo zwierzątka. Cały ładunek filozoficzno-kulturowy został zredukowany do absolutnego minimum. Z jednej strony koniecznego ze względu na konstrukcję fabuły i uwznioślającego, co nieco, opowiadaną historię, z drugiej - na tyle rozmytego, aby nie bełtać milusińskim w głowach, każąc im troszkę pomyśleć. To samo dotyczy dorosłych aktorów, którzy niezależnie od tego, na którym planie się pojawiają, sprawiają wrażenie, jakby byli ładnymi i wysokoopłaconymi dodatkami do dekoracji. Dzieci powinny całkiem dobrze się bawić, przeżywając przygody młodziutkiej Lyry i jej uroczego zwierzęcego dajmona. Dziewczynka, która wyrusza w pełną przygód podróż, by uratować swego najlepszego przyjaciela z rąk członków tajemniczej organizacji, po drodze spotka tajemniczą wiedźmę (w tej roli Eva Green - bo któżby inny), odbędzie podróże balonem, dotrze aż na biegun i zaprzyjaźni się z upadłym księciem pancernych niedźwiedzi polarnych. Dorosłym zapewne przypadnie do gustu stylowa mieszanka baśni i wyobrażeń rodem z XIX wiecznego wiktoriańskiego Londynu, z dodatkiem pięknych kobiet pojawiających się tu i ówdzie na ekranie. Wszystko to ładne i momentami z rozmachem nakręcone, tak by najmłodsi wynieśli niezapomniane wrażenia z kina. Trochę jednak tego wszystkiego szkoda, bo czuje się w dziele Weitza potencjał na wielką filmową baśń, zostaje zaś tylko ładna bożonarodzeniowa bajka.